The Telegraph poinformował, że niewykluczone są wcześniejsze wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii. Miałaby do nich doprowadzić Theresa May.

Powodem całego zamieszania jest decyzja Wysokiego Sądu w Londynie, który stwierdził, że głos w sprawie Brexitu będzie musiał zabrać także parlament UK — i to zanim rząd rozpocznie proces opuszczania przez państwo Unii Europejskiej. Ta decyzja oburzyła i upokorzyła Theresę May i jej ministrów. Dlatego rząd natychmiast złożył apelację, która ma zostać rozpatrzona na początku przyszłego roku.

Spekuluje się jednak, że jeśli apelacja zostanie odrzucona, premier doprowadzi do wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Dlaczego? Bo w obecnym parlamencie zasiadają w większości posłowie popierający pozostanie UK w Unii. Nawet jeśli nie odważyliby się oni sprzeciwić woli narodu i nie zablokowaliby Brexitu, to mogliby dążyć do rezygnacji z tzw. „twardego Brexitu”. A to oznaczałoby, że negocjacje między Londynem a Brukselą mogłyby przebiegać zupełnie inaczej, niż planuje obecny rząd. Posłowie mogą modyfikować ustawy zaproponowane przez rząd. Także tę o Brexicie.

W ostatnich dniach brytyjski parlamentarzysta, który popiera „twardy Brexit”, Stephen Phillips, zrezygnował ze swojego mandatu. Stwierdził, że między rządem a parlamentem pojawił się konflikt niemożliwy do rozwiązania. Co ciekawe, choć sam popiera wyjście z Unii Europejskiej, to skrytykował Theresę May i jej ministrów za to, że robią wszystko, by uniknąć głosowania nad ustawą o Brexicie w brytyjskim parlamencie.

Oficjalnych informacji na temat ewentualnych wcześniejszych wyborów w tej chwili nie ma. Jeśli okaże się, że to tylko plotki, na najbliższe wybory w Wielkiej Brytanii trzeba będzie poczekać jeszcze do 2020 roku.

Według sondaży, gdyby wybory odbyły się w najbliższym czasie, Partia Konserwatywna najpewniej zwiększyłaby swoje wpływy w Izbie Gmin.