Takie słowa padły ostatnio z ust Jacka Strawa, informuje The Telegraph na swojej stronie internetowej. Jego zdaniem otwarcie granic w 2004 roku było porażką ze strony Partii Pracy. Jakie powody miał jeden z wybitniejszych polityków Wielkiej Brytanii, by ogłosić takie oświadczenie? W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o niezależnych badaniach przeprowadzonych przez jeden z uniwersytetów, które dobitnie pokazały, że emigranci w dużym stopniu przyczynili się do poprawy stanu brytyjskiej gospodarki. Czyżby Straw nie zapoznał się z raportem sporządzonym przez naukowców? A może to oni popełnili błąd? Która strona ma rację?
Polityka Partii Pracy, która umożliwiła Polakom i Węgrom od 2004 roku podjęcie pracy w Wielkiej Brytanii, była prowadzona w dobrej wierze, jednak z nieodpowiednim skutkiem, przyznał Jack Straw. Przewidywano jednak, że na Wyspy po 2004 roku przybędzie około 13 tysięcy imigrantów z Polski i innych krajów Europy Wschodniej i Centralnej. Taką liczbę podał w przygotowanym wcześniej raporcie Home Office, określając wpływ obcokrajowców na rzeczywistość brytyjską jako „relatywnie mały”. Warto dodać, że przewidywane 13 tysięcy migrantów to założone przez Home Office maksimum, które miało wypełnić się dopiero w 2010 roku. Tymczasem wraz z wejściem tych państw do Unii Europejskiej, Wielka Brytania musiała zmierzyć się z jedną z największych w swojej historii falą migracyjną, wynoszącą ponad milion ludzi (dane przygotowane przez Daily Telegraph). Warto zaznaczyć, że decyzja o wpuszczeniu imigrantów do swojego kraju była wyrazem dobrej woli Wielkiej Brytanii – podobnie jak Szwecja i Irlandia, nie skorzystała ona z prawa do trwającego maksymalnie siedem lat okresu zabraniającego obcokrajowcom z nowoprzyjętych do UE państw podejmowania stałej pracy zarobkowej na swoim terytorium. Straw przyznał, że dobrowolne zniesienie tego zakazu było olbrzymim błędem, w którym sam brał udział. Podkreślił, że inne kraje europejskie, jak Francja czy Niemcy, nie zdecydowały się na ten krok. Polityk zaznaczył jednak, że w 2004 roku był przekonany, że umożliwienie imigrantom podejmowania pracy na Wyspach będzie dobrym krokiem z punktu widzenia gospodarki Wielkiej Brytanii.
Dyskusja na temat podjętej w 2004 roku decyzji wybuchła po oświadczeniu wydanym przez Davida Blunketta, w którym ostrzega on brytyjskie miasta o możliwości wybuchu zamieszek między ludnością pochodzenia romskiego a Brytyjczykami. Warto zaznaczyć, że obecnie w Wielkiej Brytanii mieszka ponad 200 000 Romów. To jedno z największych skupisk ludzi tej narodowości w całej Zachodniej Europie. Blunkett w wystosowanym oświadczeniu zaznaczył, że przewidywane zamieszki mogą być „logicznym skutkiem” antyspołecznych zachowań Romów. Pokreślił jednocześnie, że zadaniem Brytyjczyków będzie zmiana zachowań, sposobu życia i do pewnego stopnia kultury ludności pochodzenia romskiego – w przeciwnym razie wkrótce może dojść do eksplozji na płaszczyźnie interakcji między obiema narodowościami. Blunkett powiedział również, że trzeba pokazać Romom, że nie zamieszkują terenów odludnionych, odseparowanych. Zadaniem polityków będzie pokazanie im, że asymilacja jest konieczną częścią zdrowych stosunków społecznych. Prawdopodobnie nie będzie łatwo przekonać Romów do podjęcia dyskusji na ten temat. Politycy nie zamierzają jednak poddawać się, będąc świadomym tego, że skutki mogą być nieciekawe. Nikt bowiem nie chce, by w Wielkiej Brytanii wybuchły w najbliższym czasie zamieszki o podłożu społecznym.
W jaki sposób deklaracje podobne do tej, którą wystosował ostatnio Jack Straw, wpłyną na opinię publiczną i jej stosunek do imigrantów, w tym Polaków? Z pewnością, będą początkiem kolejnego etapu trwającej już od dawna dyskusji na temat pozycji obcokrajowców w Wielkiej Brytanii. Można również założyć, że niestety nie przyczynią się do pozytywnego obrazu Polaków na Wyspach.
Źródło: http://www.telegraph.co.uk/news/