Myles Linley jest wyjątkowym artystą – dostrzega piękno w tym, co na ogół nie jest uważane za urokliwe. Tematyka jego dzieł to przede wszystkim opuszczone budynki, zniszczone fabryki, pozostałości domów – wszystko to, co jest integralną częścią miasta, a jednak nie znajduje się na zdjęciach przedstawianych w broszurach turystycznych. Dlaczego tak fascynuje go niedostrzegana strona Hull?
Opuszczone budynki w Hull inspiracją artystyczną
„Hull ma coś w sobie”, mówi Myles Linley. Artysta dodaje, że to coś, czego większość przechodniów zwyczajnie nie dostrzega, omija, nie zastanawia się nad tym. Tymczasem sztuka od swoich początków interesowała się ujęciem chwili, niezwykłości – przemijanie jest częścią życia, istnienia, dlatego artysta zdecydował, że poświęci dużą część swojej twórczości opuszczonym budynkom w Hull. Linley mówi, że jest zafascynowany niektórymi obiektami, jak opuszczone fabryki przy Clough Road. Zdają się one bowiem niejako powracać do natury. Artysta dostrzega historię tych miejsc, szczególnie kiedy są one puste. Jego dzieła wykonane węglem są z reguły ciemne, czarne, z niewielka ilością światła.

Linley, który mieszka w mieście od 6 lat mówi, że nie zna go jeszcze dokładnie. Jest jednak przekonany o niezwykłości Hull, niezwykłości, z którą ma do czynienia na każdym kroku. Podkreśla, że ciągle znajduje coś, co nie jest dostrzegalne dla zwykłego przechodnia, jednak z łatwością zauważa je oko artysty. Coś, co jest normalnie ukryte, co intryguje i zaciekawia.

Artysta maluje także krajobrazy – tym razem również nie koncentrując się na pięknie natury, a na dziełach człowieka. Jego rysunki przedstawiają zatem wybrzeże rzeki Hull, obszar zindustrializowany i silnie zmieniony przez człowieka. Kilka szkiców poświęcił również ulicy Wellington Street. Linley podkreśla, że samo miejsce w zasadzie nie ma większego znaczenia – liczy się sposób, w jaki zostanie zinterpretowane i pokazane odbiorcy. Zgodnie z początkowym założeniem, zwykle dzieła mają być stosunkowo jasne. Ostatecznie jednak artysta decyduje się na ciemne tło i dość ponurą atmosferę, która – jak uważa – najlepiej oddaje nastrój przedstawianych miejsc.

Linley mówi, że jest w pewien sposób u schyłku swojej malarskiej kariery, ale to nie oznacza jej końca. Teraz nie musi już stawać na głowie, by znaleźć chwilę wolnego czasu na kolejne dzieło. Oddaje się całkowicie swojej pasji. Wcześniej musiał ciągle szukać sposobu na zarabianie pieniędzy, co było bardzo frustrujące, jak mówi. Obecnie spędza dużo czasu w domu, opiekując się swoimi dziećmi, podczas gdy jego partnerka, Amanda, pracuje. O swojej przeszłości opowiada, że zawsze był typem marzyciela. Uczył siew szkole artystycznej, a czas spędzony w niej wspomina niezwykle miło. „Spotkałem tam ludzi, którzy mieli podobny do mnie sposób myślenia” – tłumaczy artysta.

Obecnie jego rysunki przedstawiające opuszczone zakątki Hull można zobaczyć na wystawie w Creation Fine Arts w Beverley. Myles Linley jednak już planuje zorganizowanie kolejnych wystaw, tym bardziej, że nie brakuje mu inspiracji. Podkreśla, że podczas każdego spaceru, wędrówki ulicami miasta dostrzega rzeczy warte zinterpretowania w formie szkicu i pokazania szerszemu gronu odbiorców.


Źródło: www.thisishullandeastriding.co.uk