Okazuje się, że pod względem liczby obywateli przebywających poza granicami własnego kraju Wielka Brytania przoduje w europejskich rankingach.
Obecnie szacunkowa liczba Brytyjczyków mieszkających poza UK wynosi 4,9 mln. Pod względem liczby emigrantów Wielka Brytania znajduje się zatem na pierwszym miejscu wśród państw Europy. Za nią plasuje się Polska z 4,4 mln emigrantów. Trzecie miejsce zajmują natomiast Niemcy z 4 mln emigrantów.
Powyższe liczby przedstawione procentowo w stosunku do ogólnej liczby obywateli rozkładają się inaczej. Nadal jednak w czołówce (z trzecią pozycją) znajduje się Wielka Brytania.
Pozostaje zatem zadać pytanie — dlaczego w UK tak niewiele mówi się o emigracji, a tak dużo (i negatywnie) i imigracji?
Na problem zwrócił uwagę portal emito. W opublikowanym na nim materiale czytamy, że Brytyjczycy niechętnie mówią o swoich rodakach przebywających za granicą jako o emigrantach. Wolą słowo „ekspaci” — bo zazwyczaj używa się go do określania wysoko wykwalifikowanych pracowników przebywających poza swoim krajem. Ale przecież ekspata to także emigrant.
Świadomość społeczna na Wyspach jest jednak następująca: wszyscy emigranci pochodzący z kraju bogatego, wysoko rozwiniętego — to ludzie lepsi, wartościowi i zdecydowanie przynoszący ekonomiczne korzyści. Jeśli jednak emigranci wyjechali z kraju biednego, słabiej rozwiniętego, to, bez względu na swoje kwalifikacje, są jedynie emigrantami, którzy przyczyniają się do pogorszenia stanu gospodarki danego państwa.
Autor materiału opublikowanego na portalu emito jest przekonany, że takie podejście do migracji pozwala Brytyjczykom na wzmacnianie swojej tożsamości narodowej w oparciu o skonstruowanie wspólnego wroga. Ma nim być emigrant. To trafna uwaga. Socjologowie od wielu lat powtarzają, że nic tak bardzo nie spaja narodu, jak jeden, wspólny przeciwnik.
A jeśli połączymy to z teorią mówiącą o tym, że to język kształtuje sposób, w jaki postrzegamy świat, należy walczyć o to, by granica między ekspatą i emigrantem ulegała zatarciu. A nie pogłębieniu.