Niedawno pisaliśmy o Brytyjczykach, którzy bali się, że ich rynek pracy zostanie zalany kolejną falą imigrantów – tym razem z Rumunii i Bułgarii. Obawiano się, że powtórzy się sytuacja sprzed 10 lat, kiedy to Wielka Brytania zmagała się z olbrzymią liczbą Polaków ściągających na Wyspy w celu podjęcia pracy. Eksperci pomylili się wówczas w swoich szacunkach i nie przewidzieli rozmiarów fali imigracyjnej. Kilka dni temu brytyjski rynek pracy został otwarty dla pracowników z Rumunii i Bułgarii. Czy powtarza się sytuacja sprzed kilku lat?
Co z Rumunami i Bułgarami? Czy ich fala zalewa właśnie brytyjski rynek pracy?
Spieszymy poinformować, że czarny scenariusz nie sprawdził się. Wszyscy, którzy przewidywali napływ olbrzymiej liczby Rumunów i Bułgarów poszukujących na Wyspach pracy, zwyczajnie się pomylili. Jak czytamy na stronie emito.net, pierwszego stycznia bieżącego roku w Wielkiej Brytanii można było zauważyć więcej niż zwykle przedstawicieli tych nacji – to jednak tylko pozory. Okazało się bowiem, że wszyscy oni powrócili po świętach na Wyspy, gdzie od dawna żyją i pracują. Sytuacja po świętach wraca do normy, a śladów inwazji – nie ma.

Polityk Keith Vaz, pełniący funkcję przewodniczącego Komisji Spraw Wewnętrznych w parlamencie Wielkiej Brytanii, osobiście postanowił powitać „tłumy” Rumunów i Bułgarów, których oczekiwał na lotnisku w Luton. Przeliczył się. Podkreślił jednak, że nie ma żadnych powodów, by uznać to za dowód małego zainteresowania przedstawicieli tych narodów pracą na terenie Wielkiej Brytanii. Niewykluczone bowiem, że z każdym kolejnym miesiącem imigrantów będzie przybywać. Brak oznak masowego przyjazdu Rumunów i Bułgarów nie oznacza bynajmniej, że nie przyjadą oni w ogóle.

Niektórzy z polityków są bardziej radykalni w swoich poglądach. I tak na przykład Philippa Roe, przedstawicielka konserwatystów, jest zdania, że Wielką Brytanię dopiero czeka najgorsze. Roe twierdzi, że Rumuni i Bułgarzy przyjadą do Wielkiej Brytanii przede wszystkim po to, żeby kraść, także ze środków publicznych w postaci zasiłków i dodatków ze skarbu państwa. Trzeba przyznać, że to dość kontrowersyjna opinia. Pokazuje jednak, jak radykalne postawy wywołuje coraz większa liczba imigrantów na ulicach UK. Czyżby europejska idea multikulturowości nie do końca się spełniła? Przypomnijmy także, że jeszcze w grudniu brytyjski premier żądał głosem nie znoszącym sprzeciwu zmiany prawa unijnego w zakresie przepływu ludności i podejmowania pracy za granicą kraju pochodzenia.

Na szczęście nie wszyscy podzielają te opinie. Tygodnik tworzony przez dziennikarzy o lewicowych poglądach, „The Statesman & Society” broni imigrantów. Stawia tezę (również dość odważną), że temat pracowników pochodzących z innych niż Wielka Brytania krajów i kwestia związana z migracjami ma na celu przede wszystkim odwrócenie uwagi opinii publicznej od tego, co aktualnie dzieje się na rynku pracy i w brytyjskiej gospodarce. Autorzy „The Statesman & Society” twierdzą, że to wcale nie imigranci są przyczyną problemów, z jakimi przyszło zmagać się Zjednoczonemu Królestwu.

Wśród części rumuńskich polityków widać raczej negatywne nastawienie względem Brytyjczyków i przyjmowanych przez nich postaw. Damian Draghici, bliski współpracownik premiera Rumunii powiedział, że Brytyjczycy popełniają błąd przejmując się Rumunami i Bułgarami żebrzącymi na ulicach o niewielkie sumy pieniędzy. Jego zdaniem prawdziwym problemem są bankierzy brytyjscy, którzy dokonują przekrętów finansowych na zawrotne sumy. Czyżby Draghici posiadał wiedzę, o której nie słyszała jeszcze opinia publiczna? Czy jest to tylko dramatyczna próba odbicia zarzutów stawianych wobec Rumunów i Bułgarów?

Źródło: www.emito.net/