Już w najbliższy czwartek 8 czerwca odbędą się wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii. I chociaż Polacy nie mogą brać w nich udziału, to z pewnością odczują skutki ich wyników.
W kwietniu br. Theresa May złożyła wniosek o samorozwiązanie parlamentu, który zakładał, że przedterminowe wybory odbędą się 8 czerwca — czyli w najbliższy czwartek. Zgodnie z kalendarzem wyborczym powinny mieć miejsce mniej więcej za trzy lata. Mimo to wniosek zyskał aprobatę znakomitej większości posłów brytyjskiego parlamentu. Tylko 13 z nich wyraziło sprzeciw.
Theresa May uzasadniała konieczność samorozwiązania parlamentu tym, że wobec nadchodzącego Brexitu i zbliżających się wówczas (a w tej chwili już rozpoczętych) negocjacji w sprawie warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej potrzebna jest jedność. Tymczasem partie opozycyjne utrudniać miały negocjacje dotyczące Brexitu.
Ostatni atak terrorystyczny w Londynie, w którym zginęło co najmniej 7 osób, a 48 jest rannych, wstrząsnął Wielką Brytanią na tyle, że zaczęto zastanawiać się, czy wyborów nie należy przełożyć. Brytyjska premier wydała już jednak oświadczenie w tej sprawie, w którym mówiła, że „wartości brytyjskie są ważniejsze niż nienawiść”, w związku z czym wybory odbędą się planowo, a kampanie wyborcze wznowione w poniedziałek.
Według sondaży spada przewaga torysów nad opozycją. Partia konserwatywna ma teraz w zależności od sondażu od 6 do 14 punktów procentowych przewagi. To o kilka (od 2 do 6) punktów procentowych mniej niż we wcześniejszych badaniach.
Eksperci są jednak zdania, że decydujące mogą być ostatnie dni przed wyborami. Polityków czołowych partii czeka w nich bowiem szereg debat, spotkań i wystąpień telewizyjnych, także takich, podczas których paść mogą trudne i niewygodne pytania. W zależności od wyników tych spotkań kształtować się będzie poparcie wobec poszczególnych partii. Nic zatem nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Prawdopodobnie już sam atak terrorystyczny w Londynie będzie mieć wpływ na wyniki.