„Jeden dzień bez nas” (oryg. One Day Without Us) — pod takim hasłem przebiegać ma planowany na luty przyszłego roku generalny strajk imigrantów w Wielkiej Brytanii.

Na pomysł zorganizowania strajku imigrantów mieszkających na Wyspach wpadł pisarz i publicysta Matt Carr. Inicjator wydarzenia, które zaplanowano na 20 lutego przyszłego roku chce, by Brytyjczycy zobaczyli, jak wielki wkład w rozwój ich państwa mieli i wciąż mają imigranci. Organizator podkreśla, że wszyscy imigranci zarobkowi pomagają Wielkiej Brytanii „utrzymać się na powierzchni”, niezależnie od tego, czy pracują w branży gastronomicznej, w biznesie czy są lekarzami.

Carr przyznaje, że jest zaniepokojony falą rasizmu i ksenofobii, jaka ogarnęła w ostatnich miesiącach Wielką Brytanię. Uważa, że to zjawisko niepokoi zresztą coraz więcej mieszkańców UK — także tych, którzy głosowali za wyjściem UK z Unii Europejskiej.

Na czym dokładnie polegać ma strajk? Matt Carr tłumaczy, że nie chce nikogo zachęcać do nielegalnego opuszczenia miejsca pracy. „Zdaję sobie sprawę z ograniczeń, jakie wiążą się z organizowaniem strajków w Wielkiej Brytanii. Ale zachęcam wszystkich imigrantów i osoby sympatyzujące z obcokrajowcami na przykład do wzięcia dnia wolnego w pracy. W ten sposób także można okazać solidarność” — mówi Carr.

Początkowo niewinny pomysł zyskuje rzesze zwolenników. Jak w przypadku wielu inicjatyw społecznych w dzisiejszych czasach, także i tym razem uczestnicy skrzykują się drogą internetową. Na Facebooku powstała już specjalna, zamknięta grupa, do której należą osoby zainteresowane wzięciem udziału w planowanym na luty strajku. Zaledwie w ciągu kilku dni od założenia wstąpiło do niej ponad trzy tysiące ludzi.

Organizatorzy strajku chcą, by wydarzenie stało się inicjatywą ogólnokrajową. A do tego celu potrzebne jest poparcie szerokich środowisk i przedstawicieli instytucji państwowych, religijnych i innych. Carr zachęca również pracodawców do poparcia strajku i zamknięcia firm w dniu 20 lutego 2017 roku.

Weźmiecie udział w proteście?