hull.plProblem zakazywania używania języka polskiego w brytyjskich firmach wciąż wraca.
Po polsku tylko w domu lub na przerwie. Taką zasadę stosują niektóre firmy z Wysp Brytyjskich, które zabraniają pracującym tam emigrantom używania ojczystego języka.

Jedni się na to godzą, inni nie. Prawo i specjaliści są jednak jednoznaczni: to dyskryminacja, z którą trzeba walczyć.
Łamanie praw człowieka, problem nadgorliwego szefa czy może kwestia kultury osobistej. Ilu emigrantów tyle opinii. Nikt nie zaprzecza jednak, że takie przypadki mają miejsce. Odnotowuje je, chociażby raport „Sytuacja emigrantów ekonomicznych z Polski i innych krajów A8 w państwach członkowskich Unii Europejskich”, który na zlecenie Rzecznika Praw Obywatelskich przygotował profesor J.R. Carby – Hall z Uniwersytetu w Hull.

Jeden z naszych rodaków tak opisał praktyki stosowane w firmie ISS Mediclean w Cambridge. – Zabroniono nam rozmawiać w naszym języku. Jeżeli kierownik usłyszy, jak ktoś mówi po polsku, to taka osoba straci 15 funtów tygodniowej premii – relacjonuje emigrant. Ponadto, dyrektor tego szpitala napisał w liście „Polskim pracownikom kategorycznie zabrania się mówić po polsku (…). Jeśli ktokolwiek będzie używał tego języka, zostanie zwolniony dyscyplinarnie”. Ta relacja znajduje się w rozdziale pod nazwą „Zastraszanie i inne”.

Przerwa też praca?
Czy problem jest poważny? Według Kazimierza Anhalta z irlandzkiego związku zawodowego SIPTU widać tutaj nieznaczną poprawę. – Spotykamy się co jakiś czas z próbami zakazów podyktowanymi ignorancją menedżerów i potrzebą „orientacji co w trawie piszczy”. Nie są to natomiast przypadki nagminne, choć nie znaczy to, że nie istnieją – mówi związkowiec. Dodaje, że jest lepiej ze względu na zawężenie rynku pracy. –  Mówiąc prosto: mniej pracy, mniej chętnych do jej wykonywania co powoduje, że podejmuje się coraz częściej starania o zatrzymanie pracowników w jednym miejscu, a temu nie sprzyjają jakieś specjalne resentymenty i złe traktowanie – tłumaczy Kazimierz Anhalt. Związek stara się reagować na tego typu sytuacje.

Swoje doświadczenia w tej kwestii na forum gazeta.pl opisuje jedna z emigrantek.- U mnie też jest zakaz rozmawiania po polsku, nawet jeśli dwie osoby z Polski są same. Rozmawiać możemy po polsku tylko w czasie przerw. Wiadomo, ze często się tego nie przestrzega, bo w niektórych sytuacjach jest to zwyczajnie bez sensu – tłumaczy. Dodaje także, że z tą praktyką związany jest również inny zakaz wprowadzony w jej firmie. – Polka nie może pracować z Polką (…) Zawsze muszą być to pary mieszane, to znaczy Irlandka z Irlandką może, natomiast Polka z Polką nie – relacjonuje.

Przy kliencie nie, przy koledze tak
Według Pawła Grabczaka z Wydziału Komunikacji Społecznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich ten problem należy rozpatrywać w dwóch płaszczyznach. – W pierwszej chodzi o sferę komunikowania się między pracownikami (m. in. w szatni, na stołówce, podczas przerw), a w drugiej – o komunikowanie się pracowników z przełożonymi (managementem) oraz z klientami – mówi. W tym drugim przypadku, wątpliwości nie ma: Polacy – jeżeli nie ma tłumacza – muszą operować językiem kraju, w którym podjęli zatrudnienie. –  Nie można wymagać od zagranicznego pracodawcy lub klienta, aby w kraju, którego są obywatelami, posługiwali się językiem dla nich obcym – podkreśla reprezentant Rzecznika Praw Obywatelskich.

Inaczej sprawa wygląda jeżeli chodzi o rozmowy między samymi pracownikami. Zwłaszcza jeżeli są toczone w czasie przerwy, na stołówce, w szatni czy w okolicznościach niezwiązanych z wykonywaniem czynności służbowych. – Pracownicy mogą się porozumiewać w dowolnie wybranym przez siebie języku. Nie ma powodów, dla których nie mógłby być to język inny niż kraju w którym pracują (np. język polski w Wielkiej Brytanii), zwłaszcza, gdy pracownicy należą do jakiejś grupy mniejszości narodowej – mówi Paweł Grabczak. Zakazywanie tego – według Rzecznika Praw Obywatelskich – należy uznać za dyskryminację, na która reagować powinny organy władzy Wielkiej Brytanii.

Wychowanie jedno, zakaz drugie
Podobnie patrzą na sprawę sami emigranci. – Mimo wszystko to kwestia grzeczności i dobrego wychowania, ja nigdy nie  rozmawiam przy „innych” w naszym języku, tak samo zwracam uwagę innym jeżeli rozmawiają np. po hindusku, bo to po prostu nie jest grzeczne – uważa Wojtek, czytelnik Onet.eu. Pada argument o grzeczności, ale także o zakłopotaniu, jakie u angielskich klientów może wywołać dwóch sprzedawców porozumiewających się ze sobą po polsku.

Niebagatelne jest również to, że wiele podobnych sytuacji wynika po prostu z nieznajomości angielskiego, a co za tym idzie nierozumienia zasad panujących w danej instytucji. To oczywiste, są jednak sytuacje, które  – także w tym kontekście – naprawdę ciężko zrozumieć. Mówi kolejny internauta. – Pracuje w jednej z największych instytucji finansowych w Irlandii i mam zakaz mówienia po polsku z polskimi klientami. Argument jest taki, że to oczywiste, że obcokrajowcy którzy prowadzą biznes w Irlandii i korzystają z usług irlandzkich instytucji finansowych, mówią biegle po angielsku i nie ma potrzeby rozmawiania w języku ojczystym – tłumaczy.

Emigranci mówią także o tym, że zakaz używania języka polskiego, pojawia się w agencjach pośrednictwa pracy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że właśnie tam „po obu stronach lady” pojawiają się właśnie Polacy. Często zaraz po przyjeździe, zdezorientowani, szukający pracy z bardzo marną znajomością języka Wyspiarzy. Szef patrzy, więc obsługujący ich Polak może użyć tylko angielskiego. Efekty są i komiczne, i tragiczne.

Riccardo Mosca z biura prasowego Komisji Europejskiej, który zajmuje się m. in. problematyką wolności  i sprawiedliwości podkreśla, że nie mają kompetencji ingerowania w konkretne przypadki, także związane z opisywanym zakazem. Monitorują natomiast przestrzeganie prawa, także pod kątem dyskryminacji. – Wszyscy członkowie Unii Europejskiej muszą używać legalnych instrumentów w celu zagwarantowania praw mniejszością narodowym. Władze tych krajów muszą zwalczać wszelkie przejawy rasizmu, ksenofobii, totalitaryzmu, chuligaństwa i przemocy – tłumaczy Riccardo Mosca. Czy do tej listy można dopisać zakaz dotykający Polaków?

źródło: onet.eu (Michał Wyszowski)
Fot. Getty Images/FPM