To istny absurd — mieszkańcy Wielkiej Brytanii coraz częściej zapominają, że infolinia 999 służy wzywaniu pomocy dla ludzi, a nie dla chorych zwierząt. Przedstawiciele pogotowia wystosowali niedawno oświadczenie w tej sprawie.
W dokumencie czytamy, że dyspozytorzy pogotowia ratunkowego jednego dnia odebrali aż dwa telefony od osób, które potrzebowały pomocy, bo zachorował ich kot. Kiedy obsługa poinformowała jednego z dzwoniących, że karetka przyjeżdża tylko do ludzi, ten poprosił, by przełączyć go do weterynarza, bo nie ma już środków na koncie. Inny z kolei potrzebował pomocy, bo jego kot wdał się w potyczkę i odniósł przy tym obrażenia. Zdarzyło się też wezwanie do jeża, który rzekomo miał „straszyć” dzieci osoby dzwoniącej po pomoc.
Jakiś czas temu w mediach dość głośno było o sprawie kobiety, która wezwała karetkę, bo bolały ją stopy po długich zakupach.
Niekiedy na 999 dzwonią osoby pijane. Nie mają żadnych pieniędzy przy sobie, lecz potrzebują dostać się do domu. Z oczywistych względów nie mogą pojechać taksówką, dlatego proszą pogotowie o podwiezienie.
Dyspozytorzy pogotowia West Midlands (WMAS) wspominają też przypadek, kiedy dzwoniący poprosił o przywiezienie mu szklanki wody. Ich zdaniem to czysta bezczelność.
Takie i podobne zachowania są nieodpowiedzialne, bo powodują, że osoby naprawdę potrzebujące pomocy nie mogą wezwać karetki ratunkowej na czas, podkreślają pracownicy pogotowia. I dodają, że pogotowie ratunkowe należy wzywać tylko wtedy, kiedy naprawdę istnieje zagrożenie zdrowia lub życia. Jeremy Brown, menadżer generalny West Midlands Ambulance Service przyznał, że każdego dnia jego zespół przyjmuje 3 tys. telefonów. I podkreślił, że pogotowie służy temu, by pomagać ludziom z bólami w klatce piersiowej, zatrzymaniem krążenia, problemami z oddychaniem. A nie zwierzętom czy wszystkim bezczelnym i nieodpowiedzialnym osobom, które nie zdają sobie sprawy, jak bardzo szkodzą, blokując bez powodu linię 999.