Co drugi europejski przestępca wydalony z Wielkiej Brytanii to Polak – wynika z informacji Home Office. Brytyjskie służby od lat utyskują, że w związku z zalewem sygnowanych w Polsce Europejskich Nakazów Aresztowania (ENA) uganiać się muszą za… złodziejami kur i prosiaków. Że trwonią czas i pieniądze.
Przez pierwsze dziewięć miesięcy 2008 roku na mocy ENA nad Wisłę odesłano 186 osób, za którymi stęsknił się polski wymiar sprawiedliwości. Na ogólną liczbę ponad 350 ekstradycji do innych krajów Europy bezsprzecznie uznać się musimy za rekordzistów. Wprawdzie jeszcze w roku 2006 unijny komisarz ds. wymiaru sprawiedliwości Franco Frattini cieszył się ze skuteczności wprowadzonych procedur związanych z ENA. – To znakomicie, że nowe kraje członkowskie tak chętnie stosują ten instrument, który jest namacalnym dowodem działania zasady wzajemnego uznawania orzeczeń sądowych w UE – mówił. – W zeszłym roku Polska wydała najwięcej ENA, bo aż 2421 – podkreślał z satysfakcją.
Nasz system jest represyjny?
Warto nadmienić, że polscy poszukiwani transportowani są zazwyczaj z Wysp specjalnym czarterem podstawianym na jedno z lotnisk południowej Anglii. W związku z narastaniem „ruchu ENA w powietrzu” coraz częściej rezygnuje się z przelotów liniami pasażerskimi – głównie z uwagi na procedury związane z transportem poszukiwanego listem gończym.
Dzisiaj powszechne stosowanie procedur mających postawić poszukiwanego przed obliczem polskiej Temidy nie spotyka się już na Wyspach ani w Europie z żadnym aplauzem. Tym bardziej, że brytyjskie władze mają świadomość, iż po wprowadzeniu nowego rodzaju powiadomień elektronicznych (dziś w znacznej mierze przesył informacji opiera się wciąż na faksach i telefonach) liczba poszukiwanych Polaków może się potroić. I dodatkowo wygenerować z kieszeni podatnika nawet 17 mln funtów rocznie.
Już wcześniej jednak eksperci Komisji Europejskiej tłumaczyli (nieoficjalnie, by nie psuć humoru Frattiniemu), że „pierwsza pozycja Polski to z jednej strony wynik bardzo represyjnego systemu sądowego, a z drugiej skłonności polskich sędziów do uciekania się do ENA we wszystkich przypadkach, które przewiduje unijna decyzja ramowa z 2002 roku”. Owa skłonność polskich sędziów do uciekania się do ENA stanowić zaczęła problem dla Brytyjczyków podnoszących, że częstokroć „zbrodnie” wydalanych przestępców polegają na kradzieży prosiaka, kur czy uporczywe unikanie zapłaty za… drzwi do szafy.
Polacy to żywioł ruchliwy
– Polski system sprawiedliwości wymaga postępowania sądowego w stosunku do każdego zarzutu karnego, bez względu na to, jak by nie był trywialny – to opinia Nicholasa Evansa, sędziego sądu londyńskiej gminy Westminster, zajmującego się m.in. rozpatrywaniem wniosków o ekstradycję z Anglii i Walii.
– Działamy w ramach decyzji ramowej na temat ENA obowiązującej we wszystkich krajach Unii Europejskiej i jestem przekonany, że żaden polski wniosek nie wykracza poza obszar tego ustalenia – ucina sędzia Mariusz Sygrela z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Na przykład w sprawie przebywającego za granicą, a uchylającego się od płacenia alimentów, prokurator może wszcząć postępowanie przesyłając akt oskarżenia do wydziału karnego danego sądu rejonowego. Sędzia-karnista może wystawić w takim przypadku ENA.
W przypadku sądów rodzinnych w sprawach o alimenty wymagany jest dokładny adres pobytu pozwanego. Adres ten ma dostarczyć strona pozywająca. W razie jego braku sprawa zostaje zawieszona, a po roku – jeśli nic się nie zmieni – jest umarzana. W wyspiarskiej rzeczywistości, gdzie nie funkcjonuje obowiązek meldunkowy, gdzie Polacy stanowią żywioł ruchliwy, a przeprowadzki zdarzają się nawet kilka razy w roku, ustalenie adresu i skuteczne doręczenie sądowego pisma z Polski bez współpracy samego pozwanego ociera się o niemożliwość.
Polska nie wrzuca luzu
Godnym podkreślenia wydaje się być fakt, że informacje na temat „szastania czasem i zasobami” brytyjskich służb pojawiają się w prasie raz po raz stanowiąc niejako temat dyżurny. Ostatnia publikacja „The Economist” w swej istocie nie różni się od tej z „Guardiana” z października 2008 – z tą różnicą, że do sprawcy ukradzionych drzwi od szafy dziennikarze dodali „przestępcę”, który miał nie zapłacić za deser w kawiarni, co spowodowało wystosowanie przez Polskę współczesnego „Wanted dead or alive”.
W 2008 roku władze brytyjskie wysłały do Polski delegację, która prosiła o „wrzucenie luzu”, ale wróciła z niczym. W listopadzie Wielka Brytania wnioskowała na spotkaniu w Brukseli o kompromis w tej sprawie, znowu bez skutku. Jak pisze „Economist”, polskie służby argumentowały, że są konstytucyjnie zobligowane do ścigania każdego przestępcy. Jednak inne źródła gazety twierdzą, że organa ścigania w naszym kraju nie są tak wymagające, jeśli w pościgu za podejrzanymi w grę wchodzi angażowanie własnych pieniędzy.
Niestety, w publikacjach tego rodzaju próżno szukać rzetelnych danych na temat spraw, które rzeczywiście wymagają ścisłej międzynarodowej współpracy oraz zrozumienia nie tylko litery, ale również ducha prawa. Tak było m.in. ze sprawą byłej stalinowskiej prokurator Heleny Wolińskiej, o której ekstradycję z Anglii na wniosek IPN wystąpił Sąd Okręgowy w Warszawie. Procedura nie przyniosła żadnych rezultatów, a w trakcie jej trwania 88-letnia Wolińska zmarła uchodząc ziemskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
Jacek Rujna
Nie nadużywamy prawa do ENA
Na temat Europejskich Nakazów Aresztowania, polskiej w tym zakresie aktywności, o ciężarze przestępstw z tym związanych, czarterowanych samolotach wypełnionych poszukiwanymi oraz o policjantach brytyjskich rozmawiamy z Mariuszem Sygrelą, sędzią Sądu Okręgowego w Poznaniu.
– Czym jest i skąd wziął się Europejski Nakaz Aresztowania, czyli ENA?
Decyzja ramowa dotycząca Europejskiego Nakazu Aresztowania została przyjęta przez kraje unijne i jej regulacje powinny być dla tych krajów wiążące. Polska stosuje wszystkie postanowienia decyzji ramowej, mimo że nasza konstytucja nie pozwalała na wydawanie naszych obywateli innym państwom. Polski parlament uchwalił zmianę ustawy zasadniczej w tym zakresie. Decyzja ramowa pozwala na wydanie ENA, gdy orzeczono karę pozbawienia wolności w wymiarze co najmniej 4 miesięcy lub prowadzone jest postępowanie przygotowawcze co do przestępstwa zagrożonego karą co najmniej 1 roku. W efekcie jest możliwie wydanie przez polskie sądy ENA dotyczącego takich przestępstw jak uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego czy prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym. Należy jednak pamiętać, że kary bezwzględne pozbawienia wolności są w takich sprawach orzekane dopiero, gdy ktoś dopuszcza się kolejny raz takiego przestępstwa.
– Brytyjczycy od lat się skarżą, że polscy sędziowie potrafią ścigać swoich przestępców poza granicami kraju nawet w przypadku, gdy są oni winnymi drobnych przestępstw czy wykroczeń. Na ile zasadne są te zarzuty?
Już ponad rok temu Ministerstwo Sprawiedliwości rozesłało do sądów wytyczne, w których zwraca uwagę na to, że nie należy wydawać ENA w sprawach drobnych. Prezes naszego poznańskiego sądu także rozesłał wytyczne w tym duchu. Również podczas szkolenia, które prowadziłem dla sędziów sądów rejonowych okręgu poznańskiego, zwracałem uwagę na to, że tej instytucji nie można nadużywać. Zwłaszcza wtedy, gdy wiadomo, że w innych krajach czyny takie nie stanowią przestępstwa (większość krajów nie wymierza kar ani za niepłacenie alimentów, ani za jazdę w stanie nietrzeźwym (tylko w wypadku zaistnienia dodatkowych okoliczności). W efekcie w naszym okręgu liczba wniosków i wydanych ENA w takich sytuacjach spadła. ENA w takich sprawach wydajemy tylko wówczas, gdy ścigany dopuścił się jeszcze innych przestępstw. Tymczasem na przykład w Niemczech sądy wydały ENA nawet wtedy, gdy karę pozbawienia wolności orzeczono w miejsce kary grzywny.
– Statystyki jednak są nieubłagane. Przodujemy na Wyspach w rozsyłaniu listów gończych.
Niewątpliwie ilość ENA wydanych w Polsce i realizowanych na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii jest duża. Wynika to wyłącznie z tego, że kraje te, obok Niemiec, to główny kierunek polskiej emigracji. Do tych krajów wyjeżdżają także osoby, które unikają odpowiedzialności za popełnione przestępstwa w Polsce. Należy zauważyć, że różnice kulturowe powodują, iż to, co jest uznawane za szczególnie społecznie szkodliwe w jednym kraju, jest bardziej pobłażliwie traktowane w innym. Widać to także z naszej perspektywy. Dowodem tego jest np. sprawa poznaniaka Jakuba T., skazanego przez sąd w Exeter za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pokrzywdzonej i jej zgwałcenie na dwie kary dożywotniego pozbawienia wolności. W Polsce za takie czyny maksymalna kara to 15 lat pozbawienia wolności. Mimo tych różnic polski sąd przejął do wykonania dwie kary dożywotniego pozbawienia wolności.
– Wynika z tego, że współpraca z brytyjskim wymiarem sprawiedliwości nie jest drogą usłaną różami.
Cóż, dostrzegamy problemy z ENA w kontaktach z organami brytyjskimi i irlandzkimi. Sąd Okręgowy w Poznaniu przekazał na podstawie ENA do Wielkiej Brytanii Jakuba T. i Kamila K. W obu wypadkach sąd polski zastrzegł, że do odbycia kary muszą zostać powrotnie przekazani do Polski. Mimo obowiązku wynikającego z decyzji ramowej Brytyjczycy nie poinformowali nas o zakończeniu postępowania i nie przekazali powrotnie naszych obywateli. W konsekwencji obu naszych obywateli ściągnięto do Polski dopiero po interwencji naszego Ministerstwa Sprawiedliwości. Nawet wówczas nie skończyły się problemy. Okazało się, Kamila K. Brytyjczycy skazali za naruszenie zakazu opuszczania miejsca pobytu w Wielkiej Brytanii. Uczynili tak mimo tego, że wydaliśmy naszego obywatela tylko do sprawy o gwałt i nie zrzekł się on zasady specjalności. Jest to jawne naruszenie decyzji ramowej. Chcę podkreślić, że zarówno Brytyjczycy, jak i Irlandczycy często domagają się informacji, których nie możemy udzielić. Chcą na przykład uzyskać wiedzę, czy ktoś był informatorem policji. Czasem zadają pytania dotyczące bezpieczeństwa osadzonych i pomocy medycznej, na jaką mogą liczyć w zakładzie karnym. Można odnieść wrażenie, że traktują nas jak kraj leżący w Afryce równikowej. Z drugiej strony dochodzi czasem też do zabawnych zdarzeń, kiedy dowiadujemy się, że Polak, którego poszukujemy i którego dokładne dane zostały im przekazane „nie mieszka pod wskazanym adresem”. Pytając skąd to wiedzą, dowiadujemy się, że policjant sprawdził wizytówki na domofonie i wśród nich nie było nazwiska poszukiwanego…
– Czy ENA się sprawdza?
Owszem, choć współpraca w ramach ENA wymaga dopracowania. Pewnie celowe jest zaostrzenie naszych regulacji pozwalających na wydawanie ENA. Ale liczba deportowanych do Polski stale się zwiększa. Jest tak duża, że Komenda Główna Policji czarteruje wojskowy samolot, który regularnie lata do Londynu.
Rozmawiał Jacek Rujna
Źródło: www.goniec.com
Fot. www.lubelska.policja.gov.pl