Chociaż obecnie kraje skandynawskie słyną z wysokiego poziomu życia mieszkańców, to nie zawsze tak było. Na przełomie XIX i XX wieku mieszkańcy Skandynawii masowo opuszczali swoje kraje w poszukiwaniu lepszego życia. Kryzys migracyjny dotknął wówczas także i Hull.

Za chlebem wyjeżdżali przede wszystkim mieszkańcy Finlandii i Danii, ale też Norwegowie i Szwedzi. Nie mieli oni za co żyć — zbiory zbóż w Skandynawii były coraz słabsze. Do masowego eksodusu przyczyniły się także problemy społeczne, takie jak narastający antysemityzm i ksenofobia.

Wiele osób uciekało do tzw. Nowego Świata, czyli do USA i Kanady. Popularnym celem dla migrantów była również Australia i RPA. Podróżowano statkami, które najczęściej wypływały z Hamburga. Część z nich wyruszała jednak i z portów położonych w Wielkiej Brytanii, do których podróżowano przez Hull — a wszystko dzięki rozwojowi przedsiębiorstwa Wilson Shipping i dobrych połączeń morskich naszego miasta z portami w Skandynawii.

Emigranci, którzy przybywali do Hull, wcale nie zamierzali pozostać w naszym mieście. Traktowali je raczej jako przystanek w drodze do głównego celu. Wielu z nich pozostawało w Hull przez jakiś czas, a następnie udawało się koleją do innych brytyjskich portów, skąd odpływały statki do Ameryki czy Australii. Nie wszędzie bowiem można było dostać się z Hull.

Eksperci twierdzą, że masowy napływ ludności ze Skandynawii był dla mieszkańców niezwykle groźny przede wszystkim ze względu na możliwość wybuchu epidemii groźnych chorób zakaźnych. W mieście wzrosła ponadto gwałtownie przestępczość — migranci byli łatwym celem dla gangsterów i złodziei.

Aby zapobiec tym problemom, starano się regulować liczbę ludności znajdującej się w porcie i w Hull. Dlatego też pasażerów niektórych statków nie wypuszczano na brzeg nawet przez kilka dni po dobiciu do portu. Warunki higieniczne na statkach były jednak bardzo złe, a na jednym łóżku musiało spać niekiedy kilka osób!

Pod koniec lat 70. XIX stulecia sytuacja uległa poprawie. Eksperci szacują, że migranci pozostawali w mieście nie dłużej niż 24 godziny. Wielu z nich wykupowało w tym czasie jeden nocleg w hotelu, by odpocząć po podróży i przygotować się na jej kolejną część. Przewoźnik kolejowy North Easter Railway Company wybudował nawet specjalną poczekalnię, w której podróżni mogli odpocząć, umyć się, a także zakupić bilety kolejowe. Nieco później poczekalnię rozbudowano, tworząc oddzielne pomieszczenia dla kobiet z dziećmi i mężczyzn.

Pociągi przewożące migrantów odjeżdżały z oddzielnego peronu, na który można się było dostać bezpośrednio z poczekalni.

Pociągi odjeżdżały przede wszystkim do Liverpoolu. Trasa wiodła przez Leeds, Huddersfield i Stalybridge, a podróż trwała kilka godzin. Składy liczyły nieraz nawet po 17 wagonów — a wszystkie z nich były wypełnione po brzegi. W ostatnim wagonie znajdowały się bagaże wielkogabarytowe.

W kolejnych latach wprowadzono nowe rozwiązania, które ułatwiały pobyt w Hull i dalszą podróż — pociągi zaczęły odjeżdżać bezpośrednio z portu. Wybudowano w tym celu specjalny peron w okolicy doku Alexandra Dock.

Wielka migracja i kryzys z nią związany zakończyły się w 1914 roku w związku z wybuchem I wojny światowej. Do dziś można jednak w Hull zobaczyć pamiątki z tamtych czasów — jak choćby poczekalnię Immigrant Waiting Room na stacji Paragon Station z lat 70. XIX wieku czy pomnik wykonany przez Neila Hadlocka z brązu, przedstawiający rodzinę emigrantów czekających na pociąg, który ma odjechać z Paragon Station i zawieźć ich do Nowego Świata — tam, gdzie czeka na nich lepsze życie. Rzeźbę ufundowała w 2001 roku fundacja Sea Trek Foundation of America.