W minioną sobotę przeszedł przez Hull marsz złożony z kibiców klubu piłkarskiego – Hull City AFC. Jego celem było zademonstrowanie sprzeciwu fanów wobec planów przemianowania ich ulubionego klubu na Hull City Tigers. Jak zapowiedziano, to jeszcze nie koniec protestów w tej sprawie – kibice „Tygrysów” nie zamierzają odpuścić. Czy ich upór przeważy nad decyzją właściciela klubu? Czy w najbliższym czasie parki i publiczne miejsca w Hull staną się miejscem sporów, protestów kibiców, a być może także starć?
To jeszcze nie koniec walki o Hull City AFC...
Właściciel klubu, Assem Allam, wyznał jakiś czas temu w wywiedzie przeprowadzonym przez dziennikarza z The Guardian, że zamierza zmienić nazwę drużyny na Hull City Tigers (lokalna nazwa) i Hull Tigers (nazwa międzynarodowa). Fani zespołu piłkarskiego zareagowali na tę wiadomość bardzo ostro, wyrażając swój zdecydowany sprzeciw, którego punktem kulminacyjnym jak do tej pory był protest zorganizowany w minioną sobotę w parku miejskim West Park. Zupełnie podobną akcję zorganizowano także w poprzednim miesiącu, przed starciem piłkarskim z Norwich.

Organizatorzy wystosowali swego rodzaju manifest – wezwanie skierowane do (jak podają) wszystkich fanów drużyny w całym Hull. Wzywali w nim do stawienia się na sobotnim marszu i pokazania swoją postawą, jak ważne jest dla nich, by nazwa klubu pozostała niezmieniona. Z drugiej strony konfliktu pojawia się natomiast właściciel drużyny, dr Assem Allam, który jasno daje do zrozumienia, że to on jest właścicielem klubu, biznesmenem, który nie może kierować się tylko i wyłącznie odczuciami fanów posiadanego przez niego zespołu piłkarskiego.

Taką postawę dostrzegli oczywiście fani drużyny, którzy nie pozostali na nią obojętni i powiedzieli, że nowocześni właściciele klubów „dbają jedynie o zainteresowanie międzynarodowej publiczności, o zdobywanie popularności” (a co za tym idzie, zarabianie). Fani czują się urażeni faktem, że właściciel klubu nie pomyślał o nich w pierwszej kolejności – a to przecież właśnie miejscowi kibice stanowią bardzo dużą część publiczności zasiadającej na trybunach podczas każdego ze starć ich ulubionej drużyny. Dlatego postanowili pokazać, co sądzą o takim postępowaniu. Ich protest został zaplanowany tak, by przejść wokół stadionu, tuż przed rozpoczęciem rozgrywki, pozostawiając niemal puste trybuny. Na sobotni mecz weszli masowo dopiero po jego rozpoczęciu, trzymając w rękach kartki z napisem – angielskim „No”. „W ten sposób jasno wyrazimy nasze uczucia” powiedział rzecznik grupy protestujących na kilka dni przed sobotnim marszem.

Kibice zapowiedzieli, że zamierzają organizować kolejne marsze tego typu. Mają zamiar przestać dopiero wtedy, kiedy właściciele klubu zastosują się do ich żądań. Podkreślają, że zgodnie ze zdaniem opinii publicznej, zmiana nazwy klubu jest po prostu „głupim pomysłem”. Potwierdza to jedna z ankiet przeprowadzona w Internecie, w której wzięło udział około 3700 osób – aż 78% z nich jest zdania, że dotychczasowa nazwa klubu powinna zostać zachowana. Czy walka o to, by „klub pozostał klubem, a nie >>marką<<” może przeistoczyć się w starcia uliczne w mieście, jeśli determinacja kibiców wzrośnie, a decyzja właścicieli drużyny pozostanie niezmieniona?

Źródło: http://www.thisishullandeastriding.co.uk/