Według raportu przeprowadzonego w 2011 roku przez brytyjskie główne biuro statystyczne (Office for National Statistics, czyli ONS), ponad jedna czwarta dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii w szpitalach NHS to dzieci cudzoziemców. Mało tego, najliczniejszą grupę wśród nich stanowią dzieci polskich rodziców (20,5 tys. rocznie, tj. 2,8% wszystkich urodzeń w brytyjskich szpitalach).

Poród w Wielkiej Brytanii

Kobiety, które poród w angielskim szpitalu mają za sobą, wiedzą, że mogły liczyć na pełne wsparcie szpitalnego personelu, dobrze przeszkolonych położnych, ewentualnie lekarzy. Wiedzą też, że w przypadku ciężkiego przebiegu porodu czy pojawiających się komplikacji, mogły otrzymać środki przeciwbólowe odpowiednie do stopnia bólu.
Tak było do tej pory. Niestety, politycy walczący z kryzysem gospodarczym na Wyspach postanowili poszukać oszczędności nigdzie indziej, jak na angielskich porodówkach.

Pomysł jest następujący: w ramach cięcia kosztów lekarze mają zachęcać pacjentki do porodów naturalnych (w przeciwieństwie do cesarskiego cięcia wycenionego przez szpital na 1200 funtów), najlepiej bez znieczulenia zewnątrzoponowego (wycenionego na 200 funtów) i we własnym domu.

Po szeregu badań przeprowadzonych przez Royal College of Obstetricians and Gynaecologists, Royal College of Midwives oraz National Childbirth Trust analitycy doszli do wniosku, że wskutek użycia znieczulenia do kręgosłupa młoda matka później rozpoczyna karmić piersią, jej pobyt w szpitalu przedłuża się, w wyniku czego szpital ponosi dodatkowe koszta.

Jak to zwykle bywa: medal ma dwie strony. Z jednej strony całkowicie zrozumiałe jest szukanie oszczędności w dobie kryzysu. Z drugiej jednak strony, po latach walk o godne traktowanie i komfort podczas porodu, a także wybór sposobu urodzenia dziecka, najlepiej bez bólu, niesprawiedliwym byłoby zaprzepaścić te osiągnięcia i wrzucić je do jednego worka z napisem „kryzys gospodarczy”.

Źródło: goniec