Za posiadanie broni w Wielkiej Brytanii, w tym także taserów, czyli tzw. paralizatorów, grozi w Wielkiej Brytanii przynajmniej pięć lat więzienia. Kary uniknie jednak Polak, który posiadał taser, lecz wmówił sędziemu, że myślał, że to zwykła latarka.

Kacper Różański z Hull stanął przed sądem po tym, jak podczas kontroli przeprowadzonej przez funkcjonariuszy Policji okazało się, że ma przy sobie taser. Policjanci zatrzymali Polaka, bo wyglądał podobnie do poszukiwanego przez nich włamywacza. Mężczyznę zaaresztowano niedaleko jego domu przy Queens Road w grudniu ubiegłego roku.

Podczas rozprawy sądowej, która odbyła się niedawno, Różański zeznał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak poważnym przestępstwem jest posiadanie w Wielkiej Brytanii tasera i innych rodzajów broni, i jak wysoka kara za to grozi. Zeznał, że urządzenie znalazł z Pearson Park i zabrał je ze sobą, bo myślał, że to zwykła latarka. Tłumaczył, że kiedy zorientował się już, że ma do czynienia z paralizatorem, zatrzymał go i nosił ze sobą w celu samoobrony. Dodał, że w Polsce posiadanie paralizatorów nie jest zabronione — może je bez problemów kupić i nosić ze sobą każda dorosła osoba.

Adwokat mężczyzny wyjaśniła przed sądem, że w tej sytuacji mamy do czynienia z dodatkowymi okolicznościami łagodzącymi. I dzięki temu Polakowi udało się uniknąć kary przynajmniej pięciu lat więzienia. Nie bez znaczenia był także fakt, że na rozprawie stawił się ojciec Różańskiego, który zmaga się z problemami zdrowotnymi, a mimo to przyjechał do Wielkiej Brytanii, by zeznawać. Mężczyzna powiedział, że jego i jego żony życie w Polsce w dużej mierze zależy od wsparcia finansowego od syna. Jeśli ten trafi za kraty, sytuacja całej rodziny może się pogorszyć.

Ostatecznie sędzia uwierzył tylko w część zeznań Różańskiego. „Kiedy skazany opowiadał o jego rodzinie w Polsce czy o swojej pracy w Wielkiej Brytanii, patrzył sądowi prosto w oczy. Kiedy mówił o tym, skąd wziął taser, nie utrzymywał już kontaktu wzrokowego z sądem. Każde mi to sądzić, że ta część zeznań została wymyślona” — mówił sędzia, który ostatecznie skazał Różańskiego na sześć miesięcy więzienia. Zgodził się z argumentacją obrońcy Polaka, która mówiła, że wymierzenie minimalnego wymiaru kary, czyli pięciu lat pozbawienia wolności, byłoby w tej sytuacji nieproporcjonalnego do wagi popełnionego czynu.