O tym, jak pokonać stereotypy, lęk, niepewność i zacząć łatwiejsze życie z brytyjskim prawem jazdy w kieszeni, mówi pani Maria Zarychta – od niedawna jego szczęśliwa posiadaczka.

prawo jazdy w angliiSkąd pomysł, by zdawać egzamin na brytyjskie prawo jazdy?
Wracając któregoś dnia z pracy na miejscu pasażera, pomyślałam – dlaczego to nie ja siedzę za kierownicą? Nigdy wcześniej nie prowadziłam samochodu, choć mam 54 lata. Nie sądziłam, że kiedyś usiądę za kółkiem – bałam się, widok tira na drodze powodował, że wyobraźnia szalała. Zadałam sobie jednak tego dnia pytanie – dlaczego i ja nie miałabym zrobić prawa jazdy?
Powiedziałam o tym córce. Była zaskoczona, ale przyjęła mój pomysł entuzjastycznie. Kiedy zadzwoniłam do instruktorki, była jesień. W związku z tym, że miała pełny kalendarz, umówiłyśmy się na styczeń. To było dla mnie ogromne wyzwanie. 

Jaka była reakcja  znajomych, przyjaciół?
W pracy starałam się zachować to raczej w tajemnicy, choć wiedziałam, że tajemnica nie na długo nią pozostanie. Reakcja otoczenia to podziw i niedowierzanie. Trzeba tutaj podkreślić, że pracuję w młodym środowisku.

Jak wspomina pani egzamin teoretyczny?
Trudno mi uwierzyć, że ktoś może nie zdać teorii za pierwszym razem. Jej nauka nie sprawiła mi żadnych trudności. Warto uczyć się teorii ze zrozumieniem, mimo tego, że potem tę wiedzę i tak utrwalamy w praktyce. Słowem – nie przypominam sobie żadnych problemów.

A praktyczny?
Podchodziłam do niego dwa razy. Jeśli chodzi o pierwszy raz, byłam jeszcze niedouczona i spróbowałam zbyt wcześnie, ale mój instruktor powiedział mi, że daje mi szansę 50/50 procent. Pomyślałam, że warto spróbować. Zrobiłam wtedy dwa poważne błędy, dlatego mój egzamin nie mógł zostać wtedy zaliczony.
Za drugim razem byłam już bardziej pewna siebie, czułam się na siłach, że tym razem mogę to zrobić, że mi się uda. Egzamin odbywał się w Peterborough, w języku polskim. Moim tłumaczem była córka. Nie miałam problemu z jego zdaniem. Nawet pomimo tego, że był to już egzamin na nowych zasadach, czyli z jazdą indywidualną. Jeśli chodzi o atmosferę, była wprost wspaniała, zupełnie inna od tej, jaka panuje podobno podczas egzaminów w Polsce.
Jestem bardzo wdzięczna panu Tomaszowi Buraczkowi, mojemu drugiemu instruktorowi, który okazał mi wiele cierpliwości – życzę mu jej jeszcze więcej dla wszystkich jego uczniów.

Jak szybko po egzaminie zaczęła pani samodzielnie jeździć?
Niemal natychmiast. Jak tylko dostałam tymczasowe prawo jazdy, kupiłam samochód i zaczęłam jeździć. Towarzyszyła mi oczywiście osoba, która miała prawo jazdy, z doświadczeniem na drodze. Obie byłyśmy bardzo zadowolone z takiego rozwiązania.
W międzyczasie, był to może mój siódmy miesiąc za kółkiem, miałam drobną stłuczkę. Wjechałam w auto mojego landlorda, ale nie zmniejszyło to bynajmniej mojej chęci do dalszego praktykowania. Szybko oddałam auto do zreperowania i szkoliłam się dalej. Pomyślałam sobie – ot mała stłuczka. Trudno.

Jak często wciela się pani w rolę kierowcy?
Codziennie w drodze do pracy i z powrotem. Zawsze mam jednego pasażera, czasem nawet zabieram trzy osoby. Dystans, który przemierzam, to 16 mil w jedną i 16 mil w drugą stronę. Na trasie pokonuję ronda i inne przeszkody.
Mam swój samochód i jestem niezależna – to dla mnie najważniejsze. Cieszę się z tego, jestem szczęśliwa i sama z siebie dumna! Każdemu to polecam. Nie przewróciło mi się jednak w głowie. Nadal używam roweru. Często chodzę piechotą. Jak trzeba gdzieś podjechać, to podjeżdżam.

Pani historia może być wskazówką dla innych – może ma pani jeszcze jakieś rady dla niezdecydowanych?
Cóż mogę powiedzieć… Jeśli ktoś rozpoczął naukę i chce się wycofać, niech tego nie robi. Warto dążyć do tego, czego się pragnie. Jestem przekonana, że jeśli się czegoś bardzo chce, można rozwiązać każdy problem. Samochód to oczywiście – jak się popularnie mówi – skarbonka. Dobra strona jest taka, że ja w swoim wieku nie ponoszę już ogromnych kosztów ubezpieczenia.

Gdyby mogła pani poprosić złotą rybkę o samochód, to byłby to… 
…mały Citroën „dwójka”. Teraz jeżdżę Volkswagenem Golfem „czwórką”. Myślę, że go wkrótce wymienię i kupię coś małego.

Czego życzyłaby pani tym, którzy wciąż tylko myślą o zrobieniu prawa jazdy w Wielkiej Brytanii?
Odwagi, naprawdę warto to zrobić! – co mam więcej powiedzieć? Na początku trzeba się przemóc, potem już poczuje się tego bluesa. Mną to naprawdę zakręciło!

Maria Zarychta – od 6 lat mieszka w Wielkiej Brytanii, obecnie w East Anglia, gdzie pracuje w fabryce kwiatów. Ma troje dzieci i tyle samo wnuków. Pogodna, zawsze uśmiechnięta… Wytrwale realizuje swoje marzenia. Cecha wyróżniająca – optymizm i zdecydowane działanie (w czasie naszej rozmowy p. Maria deklarowała chęć zmiany samochodu, a teraz już jest szczęśliwą posiadaczką Nissana Mikry, czyli auta, o jakim marzyła). Gratulujemy!

Tekst powstał we współpracy z firmą Emano (www.emano.co.uk), wydawcą i dystrybutorem publikacji dla zmotoryzowanych Polaków mieszkających na Wyspach, przede wszystkim profesjonalnie opracowanych materiałów w języku polskim przygotowujących do egzaminów na wszystkie kategorie prawa jazdy w Wielkiej Brytanii.